Dałam obu produktom równe szanse. Stosowałam je zgodnie z zaleceniami, utrzymywałam taką samą dietę (tj. regularne posiłki i kolacja nie później niż trzy godziny przed snem, 2 litry wody dziennie), a ruch ograniczał się do spacerów i aktywnych zabaw z dzieckiem. Pozwoliłam obu produktom rozprawić się z moimi zbędnymi kilogramami i efektami walki chcę się teraz z wami podzielić.
Zanim jednak przejdę do oceny obu produktów chcę się lekko wytlumaczyć, czemu nie zobaczycie na moim blogu ani teraz ani nigdy zdjęć z okresu, kiedy byłam jeszcze okrągłą pyzą i aktualnych, gdy mam już prawie 10 kg mniej. Kilka lat temu moja bardzo dobra koleżanka prowadziła bloga o odchudzaniu. Dzieliła się swoimi sukcesami, kryzysami, metodami na oszukiwanie organizmu, ćwiczeniami, zdrowymi dietami itd. Im widoczniejsze były efekty jej pracy nad własnym ciałem, tym jej blog stawał się coraz bardziej popularny. Wrzucała swoje zdjęcia przed i po odkrywając partie ciała, które były odczuły zmiany. Po pewnym czasie, jedna z czytelniczek podrzuciła jej link do aukcji, na której ktoś sprzedawał jakieś tanie chińskie tabletki i zachęcał do zakupu używając jej wizerunku. Wyobrażacie sobie? Właściciel aukcji przekonywał internautów, że dzięki tym magicznym tabletkom uzyskała efekt ze zdjęcia. Nawet pomimo interwencji policji koleś pozostał bezkarny.
Wracając jednak do tematu, w dzisiejszym poście porównam dwa produkty na odchudzanie i zdradzę Wam, który z nich był dla mnie lepszy.
Swoją przygodę rozpoczęłam z tabletkami BurnBooster. Jest to salacz tłuszczu, o którym szczegółowo opowiadam TUTAJ.
BurnBooster zawiera w swoim składzie pieprz kajeński, garcinie cambogie, zieloną kawę i młody jęczmień.
BurnBooster został stworzony, by:
- wspomagać spalanie tkanki tłuszczowej,
- przyspieszać metabolizm,
- zmniejszać apetyt,
- dodawać energii,
- pomagać pozbyć się zbędnych kilogramów,
- hamować napady wilczego głodu,
- eliminować wzdęcia,
- zwalczać zaparcia,
Uważam, że świetnie się spisał i z czystym sumieniem mogę przyznać, że spełnił wszystkie wyżej wymienione zdania. Sięgając po niego nie spodziewałam się spektakularnych efektów, ani nawet, że wytrwam miesiąc kuracji. Udało się, ale przejdę do drugiego produktu, po który sięgnęłam od razu, gdy skończył się BurnBooster.
O SlimmerTime dowiedziałam się w pewnej grupie na FB, o czym wspominałam Wam TUTAJ.
SlimmerT
ime został stworzony, by:
- zapewniać uczucie sytości
- przyspieszać wydalanie zalegających toksyn z organizmu
- pobudzać układ pokarmowy do wydzielania soków trawiennych
- zmniejszać poziom cholesterolu
- zmniejszać apetyt
- wyrabiać nawyk regularnego odżywiania się
- oczyszczać organizm
- likwidować apetyt na słodycze
- hamować napady wilczego głodu
Temu produktowi również nie mam nic do zarzucenia, ponieważ działał zgodnie z obietnicami producenta. Jednak to mój organizm zadecydował, który produkt jest dla niego przystępniejszy. Sam zakomunikował, czego potrzebuje i zanim zdradzę Wam, który suplement jest dla mnie numerem jeden, zaznaczę, że powinniśmy wsłuchiwać się w potrzeby naszego ciała i wyjść im naprzeciw.
Moim największym problemem jest podjadanie. Uznałam, że nie potrzebuję fatburnera, że swój wymarzony efekt mogę osiągnąć cięższą i dłuższą pracą, ale też ogromną lekcją na całe życie, ponieważ celem tabletek SlimmerTime jest wyrobienie nawyku regularnego jedzenia i tego wciąż się uczę. Do tego produkt pomaga mi walczyć z moimi największymi słabościami, a więc nie zajadam stresu, nie podjadam i staram się nie patrzeć w kierunku słodyczy. Wszystko, czego potrzebuję zapewnia mi SlimmerTime i to on jest moim faworytem.
Ciekawe produkty,nie słyszałam o nich,ale fajnie,że Slimmertime przypadł Ci do gustu 🙂
hehe, też ostatnio popełniłam post o tych tabletkach 😉
Najistotniejsza w odchudzaniu jest motywacja moje drogie panie, ja codziennie ogladam metamorfozy przed i po odchudzaniu i daje mi to kopa do cwiczen.