Każda z Was na pewno pamięta swoje pierwsze jagodowe albo truskawkowe szminki, bo przecież każda dziewczynka lubiła zabarwiać usta owocami i udawać, że są naprawdę umalowane. Kolejnym krokiem w szlifowaniu umiejętności malowania ust było podkradanie maminych szminek o nieprzyjemnym smaku i nieudolne próby niewychodzenia za kontury ust. Potem wielosmakowe błyszczyki, które musiały mieć w posiadaniu wszystkie podlotki, i które były aplikowane w takich ilościach, że niemalże kapały z ust. Każda z nas to pamięta. Cudowne, błyszczące usta były wtedy takie trendy.
Te czasy na szczęście już daleko za nami. Podobno najpiękniejsze, choć już nie najmłodsze, są kobiety po trzydziestce. Dlatego, że znają już swoje piękno. Potrafią je uwydatniać, a nie szpecić nadmiernym makijażem. Są bardziej doświadczone. Zmieniają się także trendy, a więc błyszczyki przeszły już dawno do lamusa, a na ich miejsce pojawiły się matowe pomadki.
Matowe szminki to hit tego roku, ubiegłego, z tego co pamiętam również. Coraz więcej marek wypuszcza na rynek pomadki matujące. Sama nie miałam do nich przekonania, dopóki nie skorzystałam z usług makijażystki przed jedną z ważniejszych dla mnie imprez. Wiedziałam, że mogę jej zaufać, więc pozwoliłam zrobić ze swoją twarzą, co tylko chciała. Wtedy własnie po raz pierwszy moje usta spotkały się z pomadką matującą, i choć nie wiem jakiej była firmy, efekt był zdumiewający. Wydawało mi się, że usta powinny jakoś połyskiwać, bo inaczej będą wydawały się wysuszone. Nic bardziej mylnego. Matowe pomadki prezentują się wprost rewelacyjnie.
Wrócę jeszcze na chwilę do pierwszych spotkań z kosmetykami do ust. Mamy używały szminek w sztyfcie, my używałyśmy błyszczyków w formie roll-on. Później, kiedy już byłam znacznie starsza pojawiły się płynne pomadki i to również był niepodważalny must have. Były wygodne i łatwe w aplikacji. Proste w precyzyjnym obrysowaniu konturów ust. Nie łamią się tak jak szminki w sztyfcie, zwłaszcza kiedy córka bez mojej wiedzy wyciągnie mi jakąś z torebki i zamykając w pośpiechu zapomina najpierw ją zakręcić, tylko całkowicie wysuniętą upycha w opakowaniu. Płynnych pomadek nie jest w stanie otworzyć.
HYPOAllergenic Mat Lip Liquid
Połączeniem wygodnej aplikacji i zniewalającego efektu matowych ust są hypoalegriczne matowe pomadki w płynie marki Bell HYPOAllerenic. Dlaczego akurat one? Bo są hypoalergiczne, niedrogie (16,99 zł) , bardzo trwałe, nie rozmazują się, nie wysuszają ust. Usta są wygładzone, miękkie, świetnie i równomiernie pokryte już po pierwszym pociągnięciu aplikatora. Nałożona warstwa pomadki szybko zasycha, nie trzeba więc czekać w nieskończoność aż usta uzyskają efekt końcowy. Jest bardzo wydajna.
Na zdjęciach zaprezentowane są HYPOAllergenic Mat Lip Liquid nr 01 i 03.
Osobiście mam swoją brązową ulubioną bell. Także matową. Powiem tak: jest niezmywalna! Nie raz się zapomnialam i zaczęłam jeść zaraz po umalowaniu ust czy się po prostu podrapałam A ona była wciąż na miejscu bez skazy. Nie trafiłam jeszcze na tak trwałą postać pomadki. Nie dziwię się więc, że jesteś także zachwycona!
Bardzo ładne i takie naturalne kolorki 🙂
Muszę przyznać, że nie interesują mnie szczególnie te pomadki i pewnie w nie zainwestuje, ale ten róż wygląda bardzo ładnie i naturalnie 🙂
Jutro jadę d sklepu po tą szminkę! 🙂 szukam takiej i mam nadzieję, że się nie zawiodę 🙂